24 stycznia 2014

II. Rozdział 1

    Spojrzałam krytycznym wzrokiem na Ewę. Za półtorej godziny zaczynał się mecz, na którym przecież musiałam być, bo dlaczego by nie? Żałowałam chwili, gdy powiedziałam magiczne „tak”. Teraz nie było już odwrotu, musiałam stawić się w bełchatowskiej hali Energia. Przyjaciółka bardzo długo namawiała mnie na to wyjście. Od wypadku – równo rok temu, nie interesowałam się siatkówką. Choć przez ten czas wypłakałam dostatecznie dużo łez, wciąż nie mogłam zapomnieć o Bartku.
    Moja taktyka była prosta; gdy tylko w telewizji była mowa o PlusLidze czy kadrze, zmieniałam kanał. Z początku Ewa akceptowała to. Jednak z czasem przestało się jej to podobać. Twierdziła, że nie tylko na Kurku świat się kończy, że są też inni faceci na tej planecie. Przyjaźniłam się z Bartmanem, Winiarskim, a przez Bartosza siłą rzeczy również i z resztą Skry. Ale z nimi też zerwałam kontakt. Trochę tego czasami żałowałam zwłaszcza, jeśli chodzi o Winiara. Nasze relacje były bardzo bliskie, naprawdę się przyjaźniliśmy. Starałam się zapomnieć, ile czasu spędził ze mną w szpitalu, jak trzymał mnie za rękę, obiecywał pomoc. Jednak ja jej nie chciałam. Gdy mój stan był na tyle dobry, iż mogłam wstać z łóżka, wypisałam się na własne życzenie. Ha. Wstać. Dobre sobie! Wtedy coś we mnie pękło, a razem z władzą w nogach utraciłam najbliższych mi ludzi.
    Byłam po kilku operacjach kręgosłupa, jednak nie sądziłam, by jakikolwiek zabiegł mógł pomóc. Byłam gotowa nawet wyjechać z kraju. Jednak była jedna znacząca przeszkoda – pieniądze. Będąc z Bartkiem, nie musiałam pracować. Siatkarz uparł się, że na wszystko zawsze da mi kasę. Za studia płacili rodzice. Po wypadku zmieniło się wszystko. Moja matka zachorowała, tata nie potrafił jednocześnie pracować i opiekować się nią. Pieniędzy zaczynało brakować, więc rzuciłam studia. Sama nie mogłam pracować. Ba, ze sobą ledwo sobie radziłam. Wtedy tak naprawdę doceniłam, kim jest dla mnie Ewa.
    Dla mnie zrezygnowała z wyjazdu do Jastrzębia, gdzie miała zamieszkać z Bartmanem. Kiedy zerwałam z Bartkiem, zostałam sama. Teraz szukała współlokatora do mieszkania, które zapisała jej ciotka. Było ogromne, miałam tam zapewniony własny pokój. Ewka była wolontariuszką w Fundacji Herosi. Na początku działało to trochę odpychająco. Wiedziałam, że siatkarze Skry i kadry biorą czynny udział w organizowanych akcjach. Bałam się, że spotkam któregoś z nich. I faktycznie, utrzymywała stały kontakt z kilkoma. Ale zrozumiała moje obawy i nie poruszała tematu Kurka, co więcej – sama zerwała z nim przyjaźń. Zdawałam sobie sprawę, że z biegiem czasu zaczęła uważać moje zachowanie za paranoję. Nie umiałam wrócić do codziennego życia. Jednak jakimś cudem, oczywiście w pełni świadomie, dokonywała mojej stopniowej przemiany. A teraz postawiła mnie przed faktem dokonanym: idę na mecz.
    I tak stała przede mną, niezwykle zadowolona z siebie. W rękach trzymała luźną niebieską tunikę oraz czarne wąskie spodnie. Zawsze cieszyła się, że mamy te same rozmiary. Z lubością wciskała na mnie kolejne ciuchy, które jej już się znudziły. Faktycznie, byłyśmy niemal identycznej budowy. Różnice stanowił fakt, że ona szczupłą sylwetkę zawdzięczała dietom, treningom i ćwiczeniom. Ja po prostu nie miałam mięśni, które stopniowo zanikały przez ten ostatni rok, gdy byłam skazana na wózek. I nic nie wskazywało na to, by miało się to zmienić.
- Chyba sobie żartujesz – mruknęłam, spoglądając na ubrania, które trzymała. – Robisz ze mnie kościotrupa!
- Daj spokój! – zawołała z entuzjazmem i rzuciła mi przygotowany zestaw na kolana. Spoglądałam na nie sceptycznym wzrokiem. – No, już! Zakładaj! Trzeba jeszcze pobawić się z twoją twarzą.
- Będę wyglądała jak…
- Jak człowiek! Faceci mają zwrócić uwagę na twoje atuty. Niech im kopary opadną!
- Dobrze wierz, jak reagują na wózek.
- To wtedy im tym wózkiem przejedziesz po palcach. Nie martw się, chłopcy tacy nie są – zapewniła, po czym sama szukała zestawu dla siebie.
    Podczas gdy ona była już niemalże gotowa, ja zdążyłam jedynie założyć bluzkę. Zawsze gorzej radziłam sobie z dolną częścią garderoby. Ewa, widząc mój zrezygnowany wyraz twarzy, podeszła do mnie, sprawnie chwyciła mnie pod pachy i podniosła do góry. Szybko wciągnęłam spodnie. Miałyśmy ten manewr opanowany niemal do perfekcji. Z początku było to dość krępujące. Z czasem jednak ubieranie się szło coraz lepiej. Irytowała mnie własna bezradność. Ciągle byłam zależna od innych. Nie mogłam sama jechać windą, robić zakupów, gotować. Denerwowało mnie to, ale musiałam się nauczyć z tym żyć, akceptować fakt, że panna Łasicz jest ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Odnosiłam jednak wrażenie, że właśnie to jest powodem mojego pójścia na mecz, mojego wyglądu. Uświadomiłam sobie, że przyjaciółka chce mi znaleźć chłopaka. I to wśród siatkarzy. A przynajmniej zamierzała sprawić, bym „wróciła do żywych”, odnowiła dawne znajomości. Najwyraźniej czekała na odpowiedni moment – i trafiła. W pierwszą rocznicę mojego wypadku.
    Kilkanaście minut później byłam gotowa. Przez ten czas Ewa skakała dookoła mnie z kosmetykami, szczotką do włosów. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, byłam bardziej niż zadowolona. Na co dzień nie dbałam o makijaż. Wystarczyło proste związanie włosów w kucyk. Dzień spędzałam w domu. Teraz wyglądałam zupełnie inaczej. Zniknęły cienie spod oczu, one same były jakby bardziej uwydatnione, otoczone wachlarzem ciemnych i długich rzęs, które zostały umiejętnie wytuszowane i wydawały się teraz o wiele ładniejsze. Wychudła twarz nagle stała się owalna, kości policzkowe pokryte lekkim różem maskowały jej wyjątkową szczupłość. Również usta wydawały się być pełniejsze, pokryte bezbarwnym, lśniącym błyszczykiem. Ewę zawsze pasjonowały tajniki idealnego makijażu i niemal codziennie widziałam ją w innym wydaniu. Teraz jednak przeszła samą siebie. Mimo wszystko, choć to poprawiło moje samopoczucie, nie potrafiło zamaskować wózka, który wciąż przypominał o sobie przy najmniejszym ruchu.
- Matko, spóźnimy się! – z zamyślenia wyrwał mnie zdenerwowany głos Ewy. Po chwili rzuciła mi na kolana moją kurtkę. Ubrałam ją powolnymi ruchami.
    Przyjaciółka, już gotowa, pchnęła mój wózek w stronę drzwi, a kilka sekund później skierowałyśmy się w stronę windy, by zjechać na parter. Na halę jechałyśmy autobusem. Na szczęście, tym razem obyło się bez współczującego wyrazu twarzy innych pasażerów. Ewa bez przerwy opowiadała o czekającym nas widowisku. Była dopiero połowa listopada, a więc i początek rozgrywek. To dlatego była tak pełna energii i chętna do pójścia do Energii. Później zwykle była zbyt zajęta pracą, choć musiała obejrzeć każdy mecz, aktualnie transmitowany w telewizji.
    Gdy otoczyło mnie jasne wnętrze obiektu, pierwszy raz od dawna, miałam mieszane uczucia. Tęskniłam za siatkówką. Brakowało mi tych emocji, krzyku tłumu kibiców. Jeszcze rok temu skakałabym z radości, życząc Bartkowi i ekipie powodzenia. Dzisiaj zdołałam tylko westchnąć, gdy Ewa usiadła obok mnie na plastikowym krzesełku w naszym sektorze. Rozglądałam się z udawaną ciekawością. Zawodnicy już prowadzili rozgrzewkę. Widziałam ogromną postać któregoś z nowych środkowych i niemal o połowę od niego mniejszego Pawła Woickiego. Pod bandami reklamowymi siedział Mariusz Wlazły, który rozmawiał z którymś z chłopaków. Dopiero po chwili poznałam w nim Michała Winiarskiego. Ewa, widząc moje spojrzenie, uśmiechnęła się szeroko i krzyknęła coś do siatkarzy. Obaj niemal od razu przerwali rozmowę i rozejrzeli się dookoła, a widząc Ewkę pomachali do niej.
- No, idź – mruknęłam do przyjaciółki widząc, jak ta kręci się na krześle.
- No przecież cię tu nie zostawię – odparła, patrząc to na mnie, to na mężczyzn, którzy gestem dłoni przywoływali ją do siebie.
- Idź, nic mi się nie stanie. Z resztą, daj spokój. Jestem już dorosła i umiem o siebie zadbać.
- Jesteś pewna?
- Tak. Spadaj.
- Wrócę za kilka minut. Nie ruszaj się nigdzie.
- Bardzo zabawne.
    Często zdarzało się, że Łasicz rzucała takim tekstem. Na początku trochę mnie to denerwowało. Wyczuwałam w tym tylko ironię i swego rodzaju kpinę. Z czasem przyzwyczaiłam się do jej bezpośredniości. Od mojego wypadku bardzo się zmieniła, w niczym nie przypominała już tej roztrzepanej dziewczyny. W chwili, gdy przypadła jej opieka nade mną, spoważniała, stała się jeszcze bardziej czuła, opiekuńcza i troskliwa – o ile to w ogóle mogło być możliwe. Jej praca w fundacji wymagała tych cech, czasem nawet sama je kreowała. Ona miała szczególny dar - podejście do ludzi.
    Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem. Wiedziałam, ile radości daje jej ten sport. Zwłaszcza, jeśli osobiście znała kilku siatkarzy. Poczułam lekkie ukłucie zazdrości, widząc jej pogodną twarz. Z jednej strony chciałam stąd jak najszybciej uciec. Z drugiej jednak, sama pragnęłam stanąć obok nich, żartować, poczuć objęcia ciepłych ramion Michała. Potrząsnęłam jednak głową, odpędzając od siebie te myśli. Ponieważ nie miałam nic ciekawszego do roboty, wyciągnęłam z torby książkę, którą włożyłam tam, gdy Łasicz nie widziała. Nigdy nie pozwoliłaby mi na czytanie na hali. Było to dla niej najwyższą zniewagą i obrazem znudzenia, tuż obok kopania Mikasy.

* * *

- Matko, Ewka. Ale się ślimaczysz – mruknął Mariusz, całując przyjaciółkę w policzek.
- Bardzo zabawne, panie Wlazło – pokazała mu język, niczym kilkuletnie dziecko. Atakujący skrzywił się niechętnie, słysząc swoje przeinaczone nazwisko. Nie lubił tego.
- Przyszłaś nam kibicować? – uśmiechnął się Michał, przeczesując palcami włosy.
- Pewnie, że tak! Ale wiesz, Misiek… Może nie wykonuj takich gestów jak teraz, bo co po niektórzy zejdą na zawał. Jestem z osobą towarzyszącą, jeszcze sobie coś pomyśli…
- Właśnie zauważyłem – wtrącił Wlazły, nim przyjmujący zdążył otworzyć usta. – Z kim przyszłaś? Chyba jej nie kojarzę – Ewa parsknęła śmiechem, tym mocniej, gdy zobaczyła zdezorientowany wyraz twarzy kolegów.
- Nie poznaliście jej? – spytała po chwili, jednak siatkarze tylko pokręcili głowami. – Cóż, faktycznie jest trochę inna, niż mogliście ją zapamiętać. Nazwisko Kownacka coś wam mówi?
- Czekaj… Czy przypadkiem dziewczyna Bartka się tak nie nazywała? – rzucił Wlazły, marszcząc brwi.
- Ania? – szepnął Michał, mrugając szybko. Przez jego głowę przepłynęła rzeka myśli. Coś ścisnęło go w środku na samo wspomnienie uśmiechu blondynki, jej błyszczących oczu, ładnie wykrojonych warg.
- Bingo – Łasicz niemal klasnęła w dłonie, wyrywając go z zadumy.
- Co się z nią działo przez ten czas? – zapytał atakujący, drapiąc się po głowie. – Słyszałem tylko, że chyba zerwali z Kurkiem jakiś czas temu.
- Równo rok – wtrąciła dziewczyna.
- Ale co ona robi na wózku? – tym razem to Michał spojrzał pytająco na przyjaciółkę. Był przekonany, że przez ostatnie dwanaście miesięcy dziewczyna skupiła się na rehabilitacji, by jak najszybciej odzyskać władzę w nogach. Zawsze była niezależna. Pamiętał jej wyraz twarzy, kiedy przykuta do szpitalnego łóżka niemal przez miesiąc wpatrywała się bezsensownie w sufit, a także to zażenowanie, kiedy pielęgniarka pomagała jej się przebrać.
- To dłuższa historia, a wy chyba zaraz zaczynacie mecz – powiedziała tylko, po czym pocałowała każdego z nich w policzek i życząc powodzenia, wróciła na swoje miejsce w sektorze. Uniosła kącik warg zadowolona – tęsknota i czułość w oczach przyjmującego utwierdziła ją w przekonaniu, że jej plan ma szansę powodzenia.
* * *

    Nie słyszałam ich rozmowy, jednak Ewa po powrocie wydawała się być z czegoś bardzo zadowolona. Bałam się pytać, o co chodziło, a poza tym, i tak wiedziałam, że w końcu sama powie. Nie potrafiła długo trzymać czegoś w sobie, bo zawsze rozsadzała ją ciekawość o moją reakcję. Wolałam więc poczekać.
    Mecz, chociaż towarzyski, wzbudził ogromne zainteresowanie. Nie często zdarza się przecież gościć w niedużym Bełchatowie drużynę takiego formatu jak Dynamo Moskwa. Zapowiadało się niesamowite widowisko zwłaszcza, że w drużynie gości grał nie kto inny niż sam Bartosz Kurek. Skrzywiłam się widząc jak wbiega na boisko i macha do oklaskujących go kibiców. Przeklinałam swoją głupotę, że nie zapytałam Ewy o drużynę przeciwną. Wtedy na pewno nie zgodziłabym się tu przyjść! Westchnęłam lekko i mimowolnie skupiłam się na grze. Bełchatowianie pewnie przyjmowali każdą piłkę, więc Paweł mógł z nią robić co chciał. Dlatego bardzo często grał ze środka, z popularnej krótkiej, lub przerzucał na skrzydła czy też trzecią linię ze środka. Podobała mi się jego precyzję, choć tęskniłam za Miguelem. Rozgrywający musiał poprowadzić grę, wystawić piłkę nawet w najgorszej sytuacji. Podczas tego widowiska nie było zbytnio do tego okazji, jednak i tak mógł udowodnić, że jest jednym z najlepszych na swojej pozycji i konkurować z nim może tylko Paweł Zagumny.
    W przyjęciu jak zwykle szalał Winiarski. Dokładając do tego precyzyjne ataki, powoli wyrastał na lidera drużyny. Zamiast Bąkiewicza na boisku pojawił się Cupkovic, który w końcu mógł wyjść z cienia kwadratu dla rezerwowych i razem z Winiarem oraz Wlazłym na ataku prowadzić drużynę do zwycięstwa. Było to zdecydowanie najlepsze widowisko, jakie kiedykolwiek widziałam. Każda akcja dostarczała wiele emocji, a niemal treningowy charakter spotkania pozwolił na spokojną analizę i oglądanie bez presji. Widać było, że i Dynamo jest dopiero w fazie przygotowawczej. Na nic zdała się dobra gra Kurka - mecz zakończył się gładkim 3:1 dla gospodarzy.
    Od ostatniego gwizdka Ewa spoglądała na mnie co jakiś czas swoim maślanym wzrokiem, niemal błagając o zgodę. Wiedziałam, że chciała zejść na płytę boiska. I najwyraźniej jedyną przeszkodą byłam ja sama. Nie chciałam rozmawiać z chłopakami, dlatego uparcie kręciłam głową. Pozwoliłam jej jednak, by poszła do siatkarzy. Energicznym ruchem wyprowadziła mój wózek do przejścia, gdzie rozstałyśmy się. Ona pobiegła do bandy reklamowej, gdzie pokazała swoje uprawnienie, a ja zjechałam niżej, w kierunku przejścia. Obiecała, że wróci za kilka minut. Nie chciałam się specjalnie ujawniać, co najwyżej pogratulować, jeśli któryś z chłopaków mnie pozna. Zaparkowałam więc swój kosmiczny pojazd niedaleko drzwi i wpatrywałam się w przyjaciółkę, która biegała wśród siedzących na podłodze zawodników, którzy tradycyjnie odbywali pomeczowe rozciąganie. Wyglądała bardzo zabawnie z tym szczęściem na twarzy, istnym bananem zamiast lekkiego uśmiechu. Przewijałam wzrokiem po całej hali, szukając miejsca, na którym mogłabym zaczepić spojrzenie. To wtedy dostrzegłam jego.
W niemal tym samym momencie spojrzał na mnie. Zerwał się z podłogi i ruszył w moim kierunku, ciągnąc za sobą spojrzenia innych mężczyzn. Wszyscy byli zdziwieni. Tylko Ewa zdawała się nie zauważać tego, co się działo i dalej spokojnie gawędziła z Pawłem Zatorskim.
Gdy był już kilka metrów ode mnie, nagle stanął. Otworzył usta, potem je zamknął i podszedł znowu. Westchnęłam niezauważalnie, starając się przyjąć jak najbardziej naturalny wyraz twarzy. Byłam jednak zbyt spięta i nie potrafiłam ukryć grymasu niezadowolenia. Zaciskając usta w wąską linię, spięłam mięśnie i czekałam na to, co się wydarzy.
- Ania! – powiedział głośniej Kurek na mój widok, jednak zaraz ściszył głos. - Jak ty tutaj… Co, z kim... - plątał się.
- Cześć - odparłam chłodno, z wyraźną niechęcią w głosie. - Wiesz, sama nie wiem.
- Nie musisz, Ania, przepraszam, co ja robię… - westchnął, pocierając palcami o skroń. - Właśnie. Przepraszam. Ja chciałbym z tobą porozmawiać, wyjaśnić...
- Nie sądzę, byśmy mieli o czym rozmawiać. Wszystko już zostało powiedziane równo rok temu.
- Nie, właśnie nic nie zostało powiedziane - spojrzał na mnie z błaganiem w oczach. - Ta sytuacja nie daje mi spokoju. Wszystko wyszło nie tak, jak miało być. Wiem, że mi nie uwierzysz, ale ja tego naprawdę nie chciałem. Mimo to, wiem, że wszystko to moja wina. Ale daj mi szansę udowodnić, że umiem naprawić swoje błędy. Proszę o tę jedną szansę.
- Bartek, nie! Jesteś głuchy? Pieprzyłeś się z moją własną siostrą i myślisz, że teraz wszystko będzie super? - krzyczałam ze łzami w oczach, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że coraz więcej osób na nas patrzyło. - Kurwa, przez ciebie jeżdżę na wózku! Myślisz, że zwykłe przepraszam to zmieni?
- Nie - szepnął cicho, zwieszając wzrok. Wpatrywał się w sznurówki butów. - Nie zmieni przeszłości. Ale może zmienić przyszłość. Ja nie wyobrażam sobie jej bez ciebie. Ten rok był... był katorgą. Takiego następnego nie przeżyłbym, Ania.
- Koniec - kilka łez spłynęło mi po policzku. Chciał je zetrzeć dłonią, ale odtrąciłam go. - Straciłeś swoją szansę. A teraz... Chyba masz inne obowiązki - wskazałam głową na grupkę fanek stojących obok nas, po czym odjechałam, nerwowo pchając koła wózka. Nagle poczułam szarpnięcie. Spojrzałam w górę i westchnęłam. Michał.
Nie sądziłam, że aż tak będzie mi brakować tego niesamowitego spojrzenia, tego ciepła. Zawsze był przecież moim przyjacielem, ostoją, swego rodzaju opoką – już wtedy, gdy byłam w związku z Bartoszem. Wmawiałam sobie, że łączy nas tylko koleżeństwo. Łudziłam się, że kiedyś zapomnę. Miałam Kurka, on żonę i dziecko. Był dla mnie jak brat. Teraz jednak wszystko wróciło ze zdwojoną siłą..- Cześć! Dawno się nie widzieliśmy - uśmiechnął się delikatnie, a moje serce zabiło mocniej. - Co słychać? Wciąż nie mogę wierzyć...
- Hej - uśmiechnęłam się lekko, pocierając policzki, by zetrzeć ślady łez. - Chyba widać. Trzymam się. Jedno jest pewne, życie już mnie nie przewróci na ziemię.
- Nie ważne, czy przewróci. Ważniejsze, czy się podniesiesz. A w tym jesteś niezrównana - Michał położył mi rękę na ramieniu, udając, że nie widzi moich łez.
- Ty zawsze wiedziałeś, co powiedzieć - uśmiechnęłam się lekko, muskając palcami jego dłoń. Jednak równie szybko odłożyłam ją na swoje kolana, a na twarzy rozkwitł mi piękny rumieniec. - A co u ciebie?
- Też musiałem się podnosić. Na boisku w porządku, ale poza nim... Rozwiodłem się, nie wiem, czy wiesz.
- Nie... Ostatnio trochę... Odcięłam się od siatkówki. Jak to się stało? Byliście idealni! Co z Olim?
- Idealni... Rozstaliśmy się też idealnie - uśmiechnął się smutno. - Jakoś się rozsypało po prostu. Staliśmy się parą obcych ludzi mieszkającą w jednym domu. Psuło się od dłuższego czasu, odkąd ty... my... - zawahał się na sekundę. - Stwierdziliśmy, że rozwód zmieni tylko zapis w papierkach. Z Olim widuję się tak często, jak mogę. Chciałbym go mieć przy sobie, ale wiesz, jak to jest - samotny ojciec, zajęty, z góry skazany na porażkę.
- Trudno mi uwierzyć... Ale wiesz, może to i lepiej? Męczyłbyś się... A tak widujesz się z Olim, możesz spokojnie trenować. A kiedyś znajdziesz tą właściwą osobę i wtedy spróbujesz go odzyskać.
- Tak - Winiarski skinął głową i utkwił swój wzrok we mnie, uśmiechając się delikatnie. - Trenować mogę, ale nie zajmuje mi to całego czasu. Może spotkalibyśmy się jakoś?
- W sumie, z chęcią - odwzajemniłam uśmiech. - Dostosuję się. I tak cały dzień siedzę w domu. Daj znać, kiedy ci pasuje.
- Jutro, po moim treningu? Podskoczę po ciebie. Może być?
- Pewnie, będę czekać.
- No, tutaj jesteś! - nagle między nas wpadła Ewa. Obdarzyła Michała ciepłym uśmiechem i spojrzała na mnie. - Kochanie, chyba będziemy wracać do domu. Późno już, nie sądzisz? A jeszcze czekają cię ćwiczenia!
- No tak. Jasne... - mruknęłam niechętnie. Nie chciałam rozstawać się z Winiarskim. Jak zwykle świetnie nam się rozmawiało.
- Misiek, jesteś cudotwórcą! - zaśmiała się Ewka, a siatkarz spojrzał na nią pytającym wzrokiem. - Nie umiem jej z domu wyciągnąć, mało mi oczu nie wydrapała, a ty jeden uśmiech, kilka słów i już jest twoja. Szacun.
- Nie ma za co, mogę częściej - uśmiechnął się promiennie. - Dobra, dziewczyny, zostawiam was. Obowiązki wzywają - wskazał na tłumy fanek, które wyglądały, jakby miały zamiar wydrapać nam oczy. - Do jutra!
- Pa! - zawołałyśmy obie niemal równocześnie, po czym Ewa złapała za uchwyty wózka i pchnęła go sprawnie. Razem wyjechałyśmy z hali, rozmawiając.
Chyba popadałam z jednej skrajności w drugą. Nie rozumiałam swojego postępowania. Najpierw wszystko było okay, potem zjawił się Bartek i swoją ponad dwumetrową postacią wszystko zniszczył. Był płacz, był smutek, ale nie trwało to dłużej, niż kilka chwil. Michał zawsze potrafił podnieść mnie na duchu. Tak było i tym razem. Czułam, że Ewa wpatruje się w mój kark, niemal świdrując mnie spojrzeniem, zupełnie jakby chciała odgadnąć moje myśli. Westchnęłam tylko na samą myśl o tym, że będę musiała zdać jej całą relację. Już ona dobrze wiedziała, jak mnie omotać, bym wyśpiewała wszystko jak na spowiedzi.
- Dziewczyno, czy ty masz w sobie jakiś magnez? Winiarski ledwo się od ciebie odkleił.
- Przestań. To przyjaciel - uśmiechnęłam się lekko, wyrównując materiał tuniki na brzuchu. - Którego zaniedbałam... On zawsze przy mnie był, a ja przy nim nie. Nie wiedziałam nawet, że się rozwiódł.
- Rozwiódł się! Rzeczywiście, przegapiłaś cenną informację. Bardzo cenną - w głosie Ewki dał się słyszeć uśmiech. - Więc jutro spotykasz się z PRZYJACIELEM? Absolutnie będzie was tylko dwójka PRZYJACIÓŁ?
- Ewa, proszę cię. Myślisz, że my na serio moglibyśmy...? Nie jestem gotowa. Bartek...

- Ktoś, kogo imienia nie wolno wymawiać? - mruknęła Ewa. - Myślę, że na serio moglibyście. Winiar jest dojrzały, opiekuńczy i nie ma w sobie nic z tego dzieciaka.
- Nas nic nie łączy. Mnie i Bartka też. Ale przez niego jeszcze długo nie będę potrafiła pokochać innego. Jeszcze ta rozmowa dzisiaj... Jak on może jeszcze po tym wszystkim prosić mnie o spotkanie po tym, co mi zrobił!
- Może. W swojej naiwności myśli, że wszystko da się naprawić jednym pstryknięciem. Dziecko, które mówi ,,już nie będę" tylko dlatego, że znów chce się bawić - Ewa cicho wyrażała swoje myśli, jednak one trafiały wprost do mojego ucha. - Nie mów hop, że nie będziesz mogła pokochać innego. Widziałam ten rumieniec, który wywołał jego dotyk. Ty JUŻ coś do niego czujesz. Do miłości niedaleka droga.
- No mniejsza. Nie chcę o nim gadać - mruknęłam.
Reszta drogi minęła nam w spokoju. Rozmawiałyśmy o meczu, o siatkarzach, o planach na następne dni. Ewa już z rana musiała być w fundacji, jednak obiecała przyjść jak najwcześniej, by pomóc mi się przygotować. Traktowała to spotkanie jak najbardziej serio, choć ja sama widziałam w nim tylko pretekst do odnowienia przyjaźni. Jednak czy aby na pewno tylko to? Sama już nie wiedziałam. Łasicz skutecznie zasiała we mnie nasionko niepewności, które teraz kiełkowało.
Kiedy jeszcze byłam z Bartkiem, wyraźnie ciągnęło mnie do Michała. Może dlatego, że byli tak odmienni, tak kompletnie różni. Zwariowany, pomysłowy i kochany Bartek kontra opiekuńczy, czuły i spokojny Michał. Wtedy wybrałam Kurka, co skończyło się niemałym zawodem. Teraz postanowiłam być ostrożniejsza już na pierwszym spotkaniu, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Misiek nie potrafiłby mnie skrzywdzić.

- Na serio muszę jeszcze dzisiaj ćwiczyć? – rzuciłam pełnym zniechęcenia głosem, gdy kilkanaście minut później dotarłyśmy do naszego mieszkania, a Ewa od razu po ściągnięciu kurtki rzuciła mi mój strój do ćwiczeń podczas naszej prywatnej rehabilitacji.
- Tak, inaczej jutro nie puszczę się na randez-vous z panem Winiarskim. Tak, to jest szantaż, moja droga - Ewa uśmiechnęła się. W jej głosie brzmiał tryumf. - Koniec dyskusji.
- Myślisz, że protestowałabym? - zaśmiałam się, nagle zapominając o wszystkich złych rzeczach, które mnie spotkały tego dnia. - Okay, okay. Ale nie męcz mnie tak, już późno. A jutro muszę być w pełni sił!
- Seks na pierwszej randce? Kobieto, opanuj się! - zaśmiała się Ewa w odpowiedzi.
- Wiesz, że nie o to chodzi. Poza tym, ja niekoniecznie.
- Dobra, dobra. Cicha woda brzegi rwie - Ewa strzeliła brwiami, czym doprowadziła mnie do chichotu. - Już nie gadaj, bo wytracasz energię, którą można spożytkować na godziny ćwiczeń!
- Skończ! - zawołałam z udawanym strachem. Mój humor poprawił się znacznie, co mnie cieszyło i jednocześnie zaskakiwało. Ale to był cały Michał. Zawsze miał na mnie dobry wpływ. Ewa najwyraźniej była z siebie dumna. Przecież to ona zabrała mnie na mecz! - Okay, niech ci będzie. Ale żebyś jutro nie marudziła, że nie umiesz mnie umalować, bo mam takie cienie pod oczami.
- Ja cię zawsze umiem umalować - Ewka wypięła dumnie pierś.
- Dobra, dobra. Zacznijmy już ćwiczyć, bo nie skończymy do rana. A ty chyba pracujesz od dziewiątej!

Oddaję Wam rozdział pierwszy - mam nadzieję, że się spodoba :) Jednocześnie przepraszam za brak odzewu na Releve-moi. Jakoś nie potrafię się zmobilizować, żeby coś napisać i obawiam się, że ten zastój może jeszcze trochę potrwać.
Pozdrawiam, Anna.