19 stycznia 2013

I. Rozdział 15. "Czasem lepiej nie pytać, dlaczego."



                            Muzyka: Enrique Iglesias - „Somebody's Me”


- Jesteś strasznie blada, wiesz? Co się dzieje? Jednak nie jesteś w ciąży? - Ewa nie dawała mi spokoju, odkąd wyszłam z gabinetu ginekologa i przez całą drogę powrotną do domu. Wchodząc do salonu spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się nieznacznie. Musiałam grać.
- Jestem. Po prostu... - zawahałam się przez chwilę, nerwowo chowając receptę do torebki. Lekarz przepisał mi jakieś witaminy, ale przede wszystkim kazał zgłosić się do lekarza rodzinnego w celu wykonania kompletu badań. Przecież podwyższona liczba białych krwinek wcale nie musiała oznaczać najgorszego. Prawda..?
- Coś nie tak z dzieckiem? - drążyła temat, kładąc mi rękę na ramieniu. Spojrzałam na nią i z westchnieniem pokręciłam głową.
- Jestem po prostu osłabiona. Klimatyzacja w samolocie pewnie była zbyt silna i nawet nie zauważyłam, kiedy mnie przewiało. Trochę nie najlepiej się czuję.
- A ja cię tu jeszcze trzymam... - mruknęła, po czym posadziła mnie na kanapie w salonie, przykryła kocem, a po kilku minutach postawiła na stoliku dwa kubki z herbatą. Sięgnęła po pilota i włączyła pierwszy lepszy kanał. Akurat leciał jakiś serial detektywistyczny.
     Brunetka usiadła obok mnie, chwyciła mnie pod rękę i przytuliła się do mojego boku. Spojrzałam na nią zatroskana i uścisnęłam lekko jej dłoń. Popatrzyła na mnie i przygryzła nieznacznie wargę.
- Miś, co jest? - powiedziałam cicho, nie spuszczając z niej wzroku.
- No bo teraz to ja nie mogę cię zostawić – mruknęła, opierając czoło o moje ramię. - Miałam ogarnąć rzeczy mojego troglodyty w Warszawie, żeby jeszcze przed Mistrzostwami mógł je przewieźć do Jastrzębia. Ale przecież nie zostaniesz tutaj sama...
- Ewiś, nic mi nie jest. Ja po prostu jestem w ciąży - zaśmiałam się krótko.
- No ale kto się tobą zaopiekuje? Mnie tam zejdzie co najmniej ze trzy-cztery dni. Bartek w Spale, Michał też...
- Kochanie, nie mam pięciu lat, dam sobie świetnie radę. Posiedzę w domu, poczytam, obejrzę coś. Mam rączki, to i obiad ugotuję. Nie przejmuj się tak, naprawdę.
- Ty? Obiad? Posiedzisz? - odsunęła się i spojrzała na mnie z powątpiewaniem. Nagle zerwała się z kanapy. - Siedź, oglądaj. Ja wrócę za godzinkę, lub dwie.
- Gdzie ty biegniesz? - zawołałam, odwracając się przez ramię. Przyjaciółka właśnie ubierała buty, a potem sięgnęła po torebkę.
- Jak to gdzie? Do sklepu! Chyba nie zamierzałaś sama robić zakupów, a potem jeszcze dźwigać te ciężkie toboły do domu? Ani mi się śni. Poleż tu sobie grzecznie, pooglądaj przystojnych panów policjantów w akcji, a ja zaraz wrócę.
     I tyle ją widziałam. Pokręciłam głową z rozbawieniem, po czym rozsiadłam się wygodnie i poprawiłam koc. Oglądałam chwilę serial, jednak nie mogłam się skupić na akcji. Z nudów skakałam z jednego kanału na drugi, szukając czegoś ciekawszego. W końcu zerwałam z siebie okrycie, po czym podeszłam do odtwarzacza i rozpoczęłam poszukiwania ulubionego filmu. Po znalezieniu mocno już naznaczonego czasem opakowania z „Listami to M.” włożyłam płytę i zadowolona wcisnęłam odpowiedni przycisk. Rezygnując z oglądania reklam, ruszyłam do kuchni w celu znalezienia czegoś do przegryzienia. W szafce znajdowała się napoczęta paczka maślanych ciasteczek. Marudząc chwilę pod nosem, wróciłam do pokoju, gdzie ponownie wygodnie usadowiłam się na kanapie i przykryłam kocem.
     Nawet nie zauważyłam, kiedy Ewa wróciła do domu obładowana niczym cygański wóz. Z przejęciem chrupałam ciastko za ciastkiem, jednocześnie mocno zaciskając kciuki, gdyż właśnie młody Stuhr, jak zwykłam nazywać jednego z ulubionych aktorów, zamierzał pocałować Romę Gąsiorowską. Z zadumy wyrwała mnie Łasicz, rzucając we mnie pudełkiem czekoladowych Piegusków. Najpierw podskoczyłam przestraszona, potem spojrzałam na nią z wyrzutem, jednak widząc słodycze uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Wcisnęłam przycisk pauzy, wyplątałam się z wełnianego materiału i ruszyłam za brunetką.
- Kupiłam ci jakieś warzywa, owoce, mleko, lody, paczkę orzechów... - mruczała pod nosem, opróżniając torby z zakupami. - Znalazłam nawet całkiem ładne truskawki, zobacz. Targowałam się chyba z dziesięć minut. I teraz możesz upiec ten swój cudny biszkopt – uśmiechnęła się do mnie, a ja usiadłam na krześle.
- Podobno wyjeżdżasz tylko na kilka dni... - mruknęłam, sięgając po jabłko. Zamierzałam ugryźć kawałek, kiedy dziewczyna niemal wyrwała mi je z ręki, tylko po to, by po chwili oddać z powrotem. Umyte.
- Właśnie dlatego nie chcę cię zostawiać. W ogóle o siebie nie dbasz. Wiesz, ile rąk go dotykało? Albo czym go pryskali, żeby było takie ładne? Nie. Pal licho wyjazd, zosta...
- Nie. Pojedziesz – odparłam spokojnie, połykając pierwszy kęs. - Wiesz, że teraz poranne mdłości raczej będą mnie zniechęcały do jedzenia? Jak ja wchłonę to wszystko?
- Jest was teraz dwoje – przypomniała mi z ciepłym uśmiechem. - Poza tym, zawsze możesz mieć na coś ochotę. Przygotowałam się na każdą ewentualność.
- Lody truskawkowe? - spojrzałam na nią pytająco.
- W zamrażarce – odpowiedziała triumfem w oczach.
- A gdybym chciała coś poczytać? Albo obejrzeć? Wszystkie nasze książki i filmy znam już na pamięć – tym razem podała mi niedużą reklamówkę. Spojrzałam do środka. Znajdowało się tam co najmniej pięć pudełek z płytami oraz kilka książek. Sądząc po dość dwuznacznej okładce pierwszej z nich, leżącej na wierzchu, wszystkie były romansami. - Dobra, masz mnie.


                                                            *  *  *


- Pamiętaj: zupa w lodówce, ziemniaki obok, mięsko doprawione, trzeba tylko nalać wody do parowaru i włożyć je tam na dwadzieścia pięć minut. Ciastka i owoce w tej półce co zawsze, zapas wody obok łóżka. W razie czego, możesz sięgnąć po moją zgrzewkę, stoi pod stolikiem nocnym – przypominała mi Łasicz, ubierając płaszcz. Od prawie dziesięciu minut zbierała się do wyjścia.
- Okay, okay. Rozumiem. Jedź już, bo wpadniesz w największe korki – uścisnęłam brunetkę kolejny raz.
- W razie czego dzwoń. Postaram się ogarnąć ten sajgon jak najszybciej – ucałowała mój policzek. - I dbaj o siebie.
- Jesteś najlepsza na świecie – puściłam jej oko, po czym niemal siłą wypchnęłam z mieszkania, kiedy chciała się jeszcze raz wrócić do kuchni z zamiarem sprawdzenia, czy wszystko w porządku.
     Zamykając drzwi za przyjaciółką, westchnęłam ciężko. Byłam jej bardzo wdzięczna za okazywaną troskę. Tym bardziej ganiłam siebie w myślach za to, iż nie potrafiłam jej wprost powiedzieć o podejrzeniach lekarza. Stwierdziłam jednak, że najpierw wolę sama się upewnić, co jest nie tak.
     Jako dziecko chorowałam na białaczkę limfoblastyczną. Była to choroba głównie występująca u dzieci. Na szczęście, udało mi się z niej wyleczyć. Byłam małym dzieckiem, częste wizyty w szpitalach nie były przyjemne, jednak z każdym miesiącem mój stan poprawiał się, dobrze reagowałam na leki. Z czasem zaczęły wystarczać regularne kontrole lekarskie i badania. Kiedy byłam nastolatką, zaniechaliśmy i tego, gdyż wszystko zdawało się być w porządku. Wiedziałam, że do trzydziestego roku życia może nastąpić nawrót choroby, jednak było to tak mało prawdopodobne, że przyzwyczaiłam się do myśli, iż wszystko jest już okay. Ewa nie wiedziała o tym. Darzyłam ją ogromnym zaufaniem, jednak nie widziałam potrzeby, żeby informować ją o czymś, co w moim mniemaniu było odległą przeszłością. I tym razem wolałam utrzymywać ją w nieświadomości i poinformować dopiero w razie problemów. Sądziłam, że tak będzie najlepiej.
     Obejrzałam jeden z filmów, który wypożyczyła Łasicz, po czym sięgnęłam po książkę z obiecująco wyglądającą okładką. Nie wiem jednak, czy byłam tak zmęczona, czy znudzona panującą ciszą, ale po kilkunastu minutach lektury zasnęłam. Obudził mnie dopiero dzwoniący telefon. Sięgnęłam po omacku ręką na stolik obok łóżka i macając przez chwilę chłodne drewno, w końcu odnalazłam aparat. Przyłożyłam go do ucha i zdążyłam tylko wysapnąć „halo”, zanim ziewnęłam okropnie.
- Wszystko okay? - usłyszałam głos Ewy.
- Tak, po prostu zdrzemnęłam się na chwilę. Co słychać?
- Całkiem dobrze mi idzie. Sądzę, że jutro po południu będę już w domu – wydawała się być niezmiernie z tego zadowolona. - A jak u ciebie? Dobrze się czujesz?
- Całkiem dobrze. Zjadam wszystko grzecznie, tylko z tym wielkim garnkiem zupy nie umiem sobie poradzić. Co prawda, codziennie rano zaliczam sprint do łazienki i pierwszy posiłek jem dopiero koło dziesiątej, ale da się przeżyć.
- Dziękuję za tak obszerny raport – zaśmiała się do słuchawki. Uśmiechnęłam się również, po czym wygrzebałam się z kołdry i wstałam. Chyba zbyt szybko, gdyż zaraz usiałam ponownie z powodu zawrotu głowy. Jęknęłam cicho zapominając, że cały czas jestem na linii. - Anuś, co się dzieje?
- Nie, nic – mruknęłam, pocierając wolną ręką skronie. Po kilku oddechach wstałam ponownie, tym razem wolniej. Zadowolona z powodu braku mdłości, ruszyłam do kuchni z zamiarem napicia się gorzkiej herbaty. - Po prostu zbyt gwałtownie chcę realizować swoje potrzeby i zapominam, że nie tak łatwo wstać po drzemce.
- Na pewno nic więcej? - dziewczyna zdawała się być nieprzekonana.
- Jutro wraca Bartek – powiedziałam niepewnie, otwierając lodówkę. Zaraz jednak ją zamknęłam, gdyż uświadomiłam sobie, że pudełko z Liptona stoi na szafce obok okna. - Nie powiedziałam mu jeszcze.
- Sądzę, że bardzo się ucieszy. Oczywiście, po pierwszym szoku.
- Mam nadzieję. Ale z drugiej strony... Wiesz, nie rozmawialiśmy o niczym poważnym. Jesteśmy razem od kilku miesięcy, jak ja mogę mu teraz wyskoczyć z jakimś „obiad na stole, idę do pracy, nie zapomnij o treningu, zostaniesz ojcem”.
- Trzeba było pomyśleć o zabezpieczeniu – przysięgłabym, że właśnie pokazała język. - Ale tak na poważnie, nie wierzę, żeby miał cię zostawić z tego powodu, jeśli o tym mówisz. Może i jest wariatem, biegającym za szczęściem, ale ma też coś w głowie.
- Może masz rację... Wiesz... - zawahałam się na chwilę. - Może ty mi powiesz... Co takiego stało się na twojej imprezie, że Michał się do mnie nie odzywa, Sandra też podejrzanie ucichła, a Bartek stał się nerwowy..?
- Ania, ja... - urwała, a ja zastygłam w napięciu. Ona coś wiedziała. - Porozmawiamy jak wrócę, dobrze? To nie jest najlepszy moment. Przepraszam, ale muszę kończyć. Jeśli chcę wrócić o w miarę przyzwoitej porze, muszę jeszcze dokończyć pakowanie książek. Kto by pomyślał, że tyle ich może być w mieszkaniu siatkarza...
- Ale Ewiś...
- Kocham cię bardzo, pa!
     Spojrzałam na telefon zdziwiona. Ot tak się rozłączyła. Zmarszczyłam brwi, starając się uspokoić nerwowy oddech. Coś było nie tak. Tylko dlaczego nikt nie potrafił mi wprost powiedzieć, co takiego? To stawało się coraz dziwniejsze.


                                                            *  *  *

                                                Muzyka: Pink - „Try”


     Marszcząc lekko brwi z wysiłku, wyciągnął ogromną torbę z bagażnika, po czym zamknął go i ruszył w kierunku wejścia do bloku. Był zmęczony, chciał spędzić trochę czasu w domu. Musiał jednak przepakować torbę, by być gotowym na wyjazd, który miał nastąpić już jutro. Chciał jeszcze zobaczyć się z Anią, zamierzał wpaść do niej jeszcze tego samego dnia. Była dopiero czternasta, miał sporo czasu.
     Wszedł na swoje piętro, ciągnąc za sobą po schodach bagaż. Jakie było jego zdziwienie, kiedy pod drzwiami zastał starszą pannę Kownacką.
- Sandra? A co ty tutaj robisz? - zapytał, przystając na ostatnim stopniu. Wcale nie tęsknił za blondynką. Teraz jeszcze bardziej chciał znaleźć się przy jej siostrze.
- Bartuś! Czee... Ekhm, znaczy... Cześć, Bartek – skrzywił się, słysząc jej skrzekliwy głos.
- Cześć. Odpowiesz na moje pytanie?
- Co robię? No jak to, czekam na ciebie.
- No popatrz, a ja na ciebie nie – mruknął, odpychając ją lekko, by otworzyć drzwi. Zaciągnął do środka torbę, po czym sam stanął w progu, tarasując jej przejście.
- No co ty, nie wpuścisz mnie? - uniosła wymuskane brwi, a na jej twarzy wymalował się zawód. - Chciałam pogadać.
- My nie mamy o czym rozmawiać – rzucił ostro i pchnął drzwi z zamiarem zamknięcia ich. Powstrzymały go jednak słowa blondynki.
- Chodzi o Ankę.


                                                            *  *  *


     Wracałam właśnie z wizyty u lekarza rodzinnego. Dostałam komplet badań do wykonania, wysłuchałam kilkunastu zapewnień, że nie należy się przejmować na zapas, zwłaszcza będąc w moim stanie. Pokręciłam tylko głową, jednak poczułam się spokojniejsza. Widziałam co prawda nerwowe spojrzenia, rzucane na plik wyników wcześniej wykonanych badań, ale starałam się tym nie przejmować. Teraz najważniejszy był mój maluch.
     Wyciągnęłam telefon z zamiarem zadzwonienia do Bartka. Gdy tylko włączyłam wyświetlacz, w oczy rzuciła mi się informacja o nowej wiadomości. Poprawiając pasek od torebki, wcisnęłam odpowiedni klawisz i spojrzałam na ekran.

                    „Będę za piętnaście minut, chyba powinnyśmy pogadać.”

     Spojrzałam na nadawcę i uniosłam brwi ze zdziwienia. Sandra? Co było tak ważną sprawą, którą koniecznie musiała ze mną omówić? Popatrzyłam na datę odbioru i szybko obliczyłam, że sms przyszedł pół godziny temu, kiedy siedziałam w gabinecie. Przyspieszyłam więc kroku, żeby jak najszybciej wrócić do mieszkania. Nie było nic gorszego, niż marudząca siostra, czekająca pod drzwiami.
     Moje zdziwienie było jeszcze, większe, kiedy okazało się, że na klatce nikogo nie ma. Również portier w drzwiach nikogo nie zauważył a, jak sam powiedział, „pani siostry bym nie poznał, pani Aniu?”. Zadzwoniłam więc do niej, jednak włączyła się tylko poczta. Przypomniałam sobie wtedy, że przecież Bartek miał wrócić tego dnia. Po co więc miałam marnować czas na czekanie na starszą siostrę, skoro mogłam odwiedzić chłopaka? Przy okazji, w końcu porozmawiałabym z nim o dziecku.
     Dochodziła piętnasta, kiedy wysiadłam z taksówki obok jego osiedla. Najpewniej teraz odsypiał treningi i męczącą podróż. Sądziłam jednak, że na pewno ucieszy się na mój widok. Z uśmiechem na ustach ruszyłam więc w kierunku jego mieszkania.
     Drzwi były jak zwykle otwarte. Weszłam do środka, rozpinając kurtkę. Rozluźniając apaszkę zaglądałam do każdego z pokoi. Jednak gdy tylko otworzyłam drzwi sypialni, zbladłam.
- Nie wierzę… - powiedziałam cicho, patrząc na ukochanego, który z zaskoczeniem odepchnął od siebie jakąś dziewczynę. Dopiero po chwili poznałam w niej własną siostrę, Sandrę. Patrzyła na mnie z krzywym uśmiechem. Dopiero teraz zrozumiałam, że zrobiła to specjalnie. Nie wiedziałam, w jaki sposób dowiedziała się, że dzisiaj Bartek kończy zgrupowanie. Nie było to jednak najważniejsze. W końcu wszystkie elementy układanki wskoczyły na miejsce.
     Michał unikał mnie, gdyż nie potrafiłby ukrywać przede mną prawdy. Również Ewa nie chciała rozmawiać wprost o tym, co zaszło na imprezie. Zdjęcia były dla mnie tylko poszlaką, o której zapomniałam, kiedy wyjechaliśmy na urlop do Grecji. Z żalem pomyślałam, że pewnie i to było ukartowane, byle tylko udało się mu odsunąć jakiekolwiek podejrzenia, że kilka dni wcześniej między nim a Sandrą do czegoś doszło.
- Ania, to nie tak! – zaczął się tłumaczyć siatkarz, jednocześnie nerwowo poprawiając koszulkę, którą próbowała mu ściągnąć dziewczyna.
- Po prostu nie wierzę… - powtórzyłam ze łzami w oczach, gwałtownie odsuwając się od niego, gdy tylko stanął obok i dotknął mojego ramienia.
- Proszę, pozwól mi wytłumaczyć.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam, cofając się w stronę drzwi. – A ja cię kochałam, byłam z tobą mimo wszystko! Kurwa, mieliśmy mieć dziecko, a ty wszystko zepsułeś!
- Jakie dziecko? – szepnął zdezorientowany.
- Jestem w ciąży – odparłam, a łzy popłynęły mi po policzkach. Usłyszałam krótkie „ups” mojej siostry, która patrzyła na mnie z ironicznym uśmieszkiem.
- Ania, kocham tylko ciebie.
- Nie! – zawołałam i z całej siły uderzyłam go dłonią w policzek. Zaraz potem zakryłam nią usta i wybiegłam z mieszkania.
- Ania? – usłyszałam na korytarzu głos mężczyzny, na którego niechcący wpadłam. Okazał się nim być Michał, który najwyraźniej usiłował trafić kluczami do zamka w swoich drzwiach. Spojrzał na mnie z niepokojem, odruchowo wzmacniając uścisk. - Wszystko okay?
     Popatrzyłam prosto w jego błękitne oczy, a on drgnął lekko. Kręcąc głową odepchnęłam go od siebie. Nie odpowiedziałam nic, tylko wybiegłam z budynku, nerwowo ocierając łzy. W głowie kłębiło mi się setki myśli, ale marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej stamtąd uciec. Nie zwracałam uwagi na otaczających mnie ludzi, którzy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Nie spojrzałam nawet na ruchliwą o tej porze ulicę. Dopiero, gdy usłyszałam dźwięk klaksonu uświadomiłam sobie, że coś może mi się stać. Ale było już za późno.
     W jednej chwili poczułam ostry ból, jakby ktoś rzucił we mnie ciężkim przedmiotem. Jednak najgorszy był nacisk na podbrzusze. Tylko przez sekundę pomyślałam o dziecku. Potem nie widziałam już nic. Nim całkowicie poddałam się ciemności, usłyszałam jeszcze znajomy głos, krzyczący moje imię.


                                                     „Ever wonder 'bout what he's doing?
                                                                        How it all turned to lies?
                                                          Sometimes I think that it's better
                                                                               To never ask why...”

                                                                                             Pink - „Try”




       Domyślam się, że teraz jestem pewnie numerem jeden na Waszych czarnych listach. Ale tak musiało się stać.  Jeśli zdecyduję się na publikacji drugiej serii, zrozumiecie dlaczego. No i teraz już wiecie, dlaczego objawy tak zmartwiły Anię. Epilog zapewne pojawi się za kolejne dwa tygodnie. Chyba, że moje plany ulegną zmianie.
       Ostatnio w PlusLidze dzieją się ciekawe rzeczy, jak choćby wygrana Trefla (choć w sumie to raczej nie jest dziwne. Tak, Ewiś, nadal Wam kibicuję i uznaję tą (tę?) wygraną za zasłużoną :) Skra wygrywa na światowych parkietach, zaś na krajowym podwórku coś jej nie idzie. A dzisiaj kolejny trudny wybór - Zaksa, czy Delecta? Po ostatnim meczu z Naliko, który miałam przyjemność obserwować z trybun, chyba Kędzierzyn ostatecznie podbił moje serce. Andrzej - wybacz.
       Wiem, że wspominałam Wam o nowym projekcie. Na razie powiem tylko, że coś w tej sprawie ruszyło. A co wyjdzie, to się zobaczy :)

       Pozdrawiam serdecznie, trzymajcie się ciepło w te mrozy!
       Wasza Anna. 

8 komentarzy:

  1. Nie miałam czarnej listy, ale chyba powinnam ją założyć;P specjalnie dla Ciebie, o :P Sandra... brr, nigdy nie lubiłam tego imienia... Może dlatego, że to imię idealnie pasuje do kogoś takiego, jak siostra Ani... Kurek, idiota... Po co on ja wpuszczał do siebie? Matoł, o. Teraz nie będzie miał ani Ani, ani dziecka... Jedyny plus, że Ewie się układa. :)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zimno, oj zimno, racja. Dlatego ja zostałam w ciepłym łóżku. I dziw, że laptop nie poleciał w dal, jak to przeczytałam!
    nóż się w kieszeni otwiera jak czytam co Sandra wyprawia! Przecież to się w głowie nie mieści! Będzie miała na sumieniu krzywdę siostry i jej dziecka, ot co!
    Zastanawia mnie, jak Bartek mógł jej pozwolić dotrzeć aż do sypialni. I chyba prędzej spodziewam się, że to Michał pobiegł za Anią, zaiste.
    Co do dziecka, nie krzywdź jego mamusi. Ja wiem, wyniki mówią same za siebie, ale to jeszcze nie ostateczny wyrok z tą białaczką. Jest jakaś szansa, że uratujesz Anię i dzidziusia? :(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za szmata z Sandry. No i jak Bartek mógł dopuścić do takiej sytuacji? Nie wiem co on sobie wyobrażał, że Sandra przyszła na herbatkę? Mam tylko nadzieję, że Ania i dziecko nie ucierpieli :) Pozdrawiam
    (http://fighting--for--happiness.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czułam, że zrobisz tutaj jakąś rewolucję, ale nie wiedziałam, że będę chciała trzaskać laptopem, myszką rzucać na prawo i lewo i kląć pod nosem! Bartek to jakaś dupa wołowa jest, tyle w temacie. Mądrością nie grzeszy, tak mi się wydaje. Sandra pewnie nawet się nie przejmie, że coś się Ani stało, no bo po co. Jeśli Michał faktycznie jest pewien swoich uczuć do Ani, to niech z nią będzie. Przestałam trzymać stronę Bartka! Przecież nie zabijesz Ani, nie zrobisz nam tego :)
    Mam nadzieję, że będziesz publikowała drugą serię, bo zawsze czytam rozdziały z zapartym tchem (nie zawsze mam ochotę rzucać myszką, to taki wyjątek ;D).
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wrr.
    Nie sądziłam że sprawy się tak skomplikują ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bartosz to pajac! Skoro tak strasznie kocha Anię to co robił w sypialni z jej siostrą???
    Tylko żeby Anka przeżyła bo nie sądzę żeby maleństwo to przeżyło!

    OdpowiedzUsuń
  7. No nie no! Ja uszkodzę zaraz i Sandrunie i Bartosza! CO TO MA BYĆ, ja się pytam?! Ja coś czułam, ze nasza siostrzyczka jeszcze namiesza w związku Ani i Bartka jak widać zrobiła to, aż z nawiązką. No nic tylko wziąć i Wytargać ją za kudły. Biedna Ania wszystko zwaliło się na nią tak na raz i jeszcze ten Kurek zakichany. Mogę go uszkodzić?! Miejmy nadzieję, że i Ania i przede wszystkim Maleństwo to przetrwają, a Michał pomoże dziewczynie się jakoś pozbierać. Bo teraz może już liczyć tylko na niego.

    Kochana, przepraszam, ze dopiero teraz - sesja. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach no ta Sandra i Bartek
    Zapraszam http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń